piątek, 23 maja 2014

Efekt motyla

Myślę, że wielu z nas słyszało o co chodzi. Pokrótce przypomnę, że niektórzy uważają że lekkie machnięcie skrzydełkami motyla, może wywołać huragan. Kiedyś byłam na wykładzie matematycznym z tym tematem związanym. Okazuje się właśnie, że pomiary na podstawie których przewiduje się pogodę są tak czułe, że zwykłe trzepotanie motyla może wywołać diametralne zmiany w przewidywaniach. Pozwolę sobie nie wchodzić w fizyczno - matematyczne szczegóły...
Niektórzy także wierzą, że takie zjawisko występuje także u nas, ludzi, w naszym codziennym życiu. I ja jestem zwolennikiem tej teorii. A oto historia, która po dziś dzień porusza mnie do głębi. Historia zaczyna sie w latach 30-tych minionego wieku. Wtedy to moja prababcia, młoda piękna kobieta, cieszy się swoim szczęściem: z posiadania nie tylko wspaniałego (podobno najprzystojniejszego mężczyzny w całej wsi) męża, lecz także jest w 3 miesiącu ciąży. Szczęście nie trwa długo, gdyż mój pradziadek zostaje postrzelony przez sąsiada (wersje sa różne poząwszy od tej, że było to polowanie i nieszczęśliwy wypadek po taką że sąsiad chciał by mój pradziadek poślubił jego córkę a ten odmówił na rzecz mojej prababki). Szczerze powiedziawszy, nie potrafię sobie wyobrazić co kobieta może przeżywać w takiej sytuacji. Płacz, rozgoryczenie, pustka i niemoc: jak ja wychowam to dziecko, za co, samotna matka i wdowa. (Moja prababka została tylko ze swoją mamą, bo jej ojciec zginął na wojnie a jak wiadomo wtedy na wsi na polu robota była bardzo ciężka i to jeszcze bez mężczyzny). Moja prababcia chce usunąć ciążę u znachorki, w końcu ma wiele logicznych argumentów. Nie chce mieć też ona "pamiątki" po swoim zmarłym mężu, nie chce mieć czegoś co jej będzie to przypominać. Jednak jej matka, a moja praprababcia, upiera sie żeby tego nie robiła że ona sama wychowa jej dziecko... I tak oto moja praprababcia wychowuje moją babcię, babcia rodzi moją mamę a potem przychodzę na świat ja:). Szczęśliwa że żyję, dziękując praprababce za jej upartość, za wiarę, że damy radę. (Ona też nie miała łatwego życia, w młodym wieku została sierotą, gdy jej mąż wyruszył na wojnę została sama z dwójką dzieci. Prapradziadek nigdy nie wrócił). Jedna decyzja, a całe pokolenia... Jedna decyzja a tyle istnień, tyle uśmiechniętych twarzy, jedna decyzja a moje geny dalej pójdą w świat. Co by się ze mną stało gdyby nie dano żyć mojej babci? Nigdy nie byłoby takiej osoby jaką jestem ja. Moje życie w tej postaci, z tymi genami co mam teraz i z tymi wspomnieniami, byłoby niemożliwe....
Teraz rozumiem: Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat...
A Wy macie albo znacie jakąś podobną historię?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz